Z hotelu wyjechaliśmy prosto do Watykanu. Czekała nas Audiencja Generalna.
Wielkie przeżycie, ale dla bardzo religijnych osób. Nie jestem ateistką, żeby ktoś sobie nie pomyślał. Jednak ja byłam bardziej ciekawa jak to będzie wyglądać, co powie obecny papież.
Swoją drogą już pilotka nastawiła nas "na nie". Stwierdziła, że dla niej to wygląda to dość formalnie. Jakby urzędnik "odbębnił" swoje. Nie powiem, że nie zgadzam się z tą opinią. Ale to jest zawsze jakieś przeżycie. Ogromnym przeżyciem natomiast była dla mnie wizyta przy grobie Jana Pawła II. Z wielkim trudem powstrzymałam się, aby nie płakać.
A tak na marginesie. Uczepię się trochę pani pilot. Miałam wrażenie, że nie do końca zna się na tym co mówi. Inni też wspominali, że coś im nie pasuje. Często co prawda wyłączałam się i nie słuchałam, co mówiła, bo to za dużo informacji na raz. Ale nie zapomnę wpadki, jak pomyliła się z rokiem śmierci papieża-Polaka. Wtedy stwierdziłam, że wszystko czyta i nie zwraca uwagi na to, co mówi.
Następne było zwiedzanie Muzeów Watykańskich. Owszem, wszystko piękne. Owszem, konieczne przy wizycie w Watykanie. Ale tylko raz.
Poza tym czasami technika może uprzykrzyć życie. Jak np. popsute "zestawy słuchawkowe", o których już wcześniej wspominałam. Pożyteczne są, bo można odejść kawałek dalej, a przewodnika nadal słychać. Ale często zasięg się traci, albo nagle słychać wywody po niemiecku czy włosku, bo "złapie się" innego przewodnika.
Po Muzeach chodziliśmy ponad dwie godziny i nie było to przyjemne. Głowa później bolała niemiłosiernie. Bynajmniej nie od zdobytej wiedzy. Słuchawki po pwnym czasie trzeba było zdjąć, bo przez cały czas trzeszczały i piszczały.
Po przejściu granic Watykanu dostaliśmy wolny czas. Razem z moją imienniczką nagle zauważyłyśmy jak wszyscy robią sobie zdjęcie przy pewnej świni, głaszcząc jej ryjek. Stwierdziłyśmy, że też chcemy. Potem się okazało, że to oczywiście na powrót do Rzymu :)