Jako, że trzeba jakoś klientom umilić czas, biura podczas każdej wycieczki organizują specjalną kolację. Tym razem nie udało nam się tak jak z Sycylią rok temu - nie było wieczornej imprezy.
Po krótkim spacerze po Rzymie, po zjedzeniu pysznych lodów - swoją drogą podanych przez Polaka :) udaliśmy się do restauracji, gdzie można było usłyszeć włoskie piosenki na żywo. śpiewane przez ludzi obdażonych cudownymi głosami.
Jednak miałam wrażenie, że szybko chcą nas stamtąd wyrzucić. Kolejne dania podawali w czasie, gdy jeszcze jedliśmy poprzednie. Nie odbiegłam za dużo od prawdy - zaraz po nas była następna grupa.
Tak jak na Sycylii po imprezie był wesoły autobus, tak teraz było wesołe metro :) W tym dniu po raz pierwszy jechałam metrem. Jednak rano to w całym wagonie nie było słychać jednej rozmowy. Podczas powrotu wszyscy nie-Polacy patrzyli się, słuchali i śmiali, choć nic nie rozumieli.
Zresztą kto wie - może coś rozumieli :)