Jako że mieszkanie Marysi znajdowało się dosłownie w drugiej części miasta, w której bywałyśmy na początku naszego pobytu, miałyśmy blisko na główny dworzec. A w tej okolicy kwitł handel. Do chwili, gdy znalazłyśmy się w tej okolicy po raz pierwszy (przy okazji wyjazdu do Drohobycza) myślałam, że we Lwowie nie ma centrum handlowego lub choćby supermarketu. Tutaj, w przeciwieństwie do małych sklepików w okolicy rynku, dużo milej robi się zakupy. Spotkałyśmy się z taką sytuacją, że sprzedawczyni nie chciała nas wpuścić do sklepu, bo niby już była pora zamknięcia. Jednak pomimo tego, każdego po kolei Ukraińca wpuszczała bez wahania.
Mimo tego drobnego faktu, po raz kolejny przekonałyśmy się o uprzejmości mieszkańców tego miasta. Gdy po ciemku nieco straciłyśmy orientację (a nie zabrałyśmy ze sobą mapy), pytając pewną parę o drogę, pan postanowił zanieść zakupy do domu a następnie zaprowadzić nas pod samo mieszkania. Przyznam, że przez moment trochę strach nas obleciał. Nie jesteśmy w końcu przyzwyczajone do uprzejmości aż tak wielkiego stopnia. (na co dzień mieszkam w niezbyt dużym mieście, ale jednak niebezpiecznym, a już nawet nie wspominam o jeden z części Trójmiasta).