Tutaj przygoda dobiega końca. Tutaj się rozdzielamy. Ja linią Eurolines do Gliwic. Współtowarzyszki razem PKS-em do Warszawy, co jeszcze nie było końcem ich podróży.
Jeszcze dnia poprzedniego, podczas ostatnich chwil we Lwowie, rozmawiałyśmy o życiu na Ukrainie. O różnicach między ludnością, zarówno w samym Lwowie, jak różnice w pojmowaniu Lwowianina i mieszkańca stolicy. O skorumpowanej służbie zdrowia i problemach jakie w związku z tym bywają. O szkolnictwie, które nieco różni się od naszego.
Na koniec Marysia pozamawiała nam na rano taksówki.
Ja miałam być na Stryjskim Dworcu sporo przed 6 więc praktycznie prawie nie spałam. I wbrew pozorom wiele Polaków tego dnia wracało do kraju z podróży. A sama podróż na dworzec? Czekałam trochę na taxi. Zniecierpliwiona postanowiłam się kawałek przejść. Okazało się, że kierowca stał całkiem dalej i jeszcze do tego stał. Na koniec jeszcze dodam, że gdybym nie wspomniała o "Stryjskim" Dworcu, to pojechałabym w drugim kierunku, na drugi. Bo facet nieźle się zdziwił. A samochód - myślałam, że nie dojadę z powodu stanu technicznego wozu :)
Niestety nie udało nam się wybrać do Kijowa. Pechowo akurat wtedy nie było nocnego pociągu do stolicy. Może następnym razem. A może i tym lepiej. Bo może wtedy zatarło by się dobre wrażenie o Ukrainie, patrząc na nią z perspektywy Lwowa i okolic.