"Pięknego" początku część druga

Drugi dzień pobytu w miasteczku Sant'Alessio Siculo. W końcu można się z spotkać z rezydentem i dowiedzieć się co jak gdzie i kiedy.
W tym momencie - mała niespodzianka: rezydenta nie ma (niby ma objazd po hotelach na Sycylii, a ich nie jest tak mało). Z najważniejszymi informacja zaznajamia nas animatorka (podobno praktykantka). Pani oczywiście młoda, jak przystaje na branżę turystyczną - sympatyczna. Mimo, że musiała się nieźle nasłuchać, spokojna i opanowana.
A czego to się nasłuchała... uhuhu dużo tego było: ktoś rzucił, że prysznic jest za mały, że nie można nawet się obrócić (potwierdzam), ktoś rzucił, że w pokoju nie ma lodówek (w ofercie wyraźnie zaznaczone, że są - okazało się, że płatne europejską walutą za każdy dzień osobno, co za cały pobyt nie wychodziło tak całkiem mało), ktoś inny znowu zwrócił uwagę na to, że pięknej piaszczystej(!) (bo tam przeważnie są kamieniste) plaży przy samym hotemu to wcale nie ma, bo na jej miejscu są tony ogromnych głazów i woda. Dowiadujemy się, że plaża hotelowa jest, ale nie taki całkiem mały kawałeczek od hotelu i rewanżują się dowozem na nią (aczkolwiek to już dla całkiem leniwych - bo przecież przejść się nie zaszkodzi, gdy wieje całkiem przyjemny wiaterek od morza - podobno bardzo rzadki w tym czasie, ale o nim dłużej później (ważna kwestia wbrew pozorom).
Generalnie nie tylko my nie mieliśmy cudownego początku.
Na koniec dodam, że na całe moje nieszczęście trafiła mnie najgorsza z możliwych w takich okolicznościach przypadłość kobieca (później się okazuje, że nie tylko ja mam takiego pecha :P)

Komentarze (0)