Niedaleko portu mieliśmy trochę wolnego czasu na chwilę zadumy przy Źródle Aretuzy, która wg legendy uciekając przed Alfejosem została zamieniona w źródło, wynurzyjąc się na wysepce Ortygia.
Usiedliśmy sobie w restauracji "U Danki", gdzie to właśnie obsługiwała Polka. Posililiśmy się, ożeźwiliśmy (za pomocą granite).
Nasza super pilotka załatwiła z jednym ze swoich "amore mio", że wypłyniemy statkiem z portu trochę popływać.
Także i tak się stało: wypłynęliśmy słuchając "tarantuli" (tarantele - takie włoskie piosenki ;) i nagle amore się zatrzymuje i ludzie , którzy umieją pływać wskakują do wody. Tak się pilotka rozkręciła, że straciła orientację w czasie i mieliśmy niezłe opóźnienie.
Na szczęście amore-kierowca (Duilio, który ponad wszystko kocha swój autobus) zbytnio się nie gniewał czekając na nas - w końcu Sycylijczyki i ogólnie Włosi zawsze mają czas.
Czekała nas znowu długa droga, aby na wieczór zdążyć do hotelu.