Przed wyjazdem widziałam wiele skrzywionych min, gdy wspominałam o wyjeździe na Ukrainę. Podobnie wiele się nasłuchałam. Jednak wbrew powszechnemu obiegowi informacji, we Lwowie jest całkiem przyjemnie. Ludzie są przemili i przesympatyczni. Z dogadaniem się praktycznie nie ma problemu. Jeżeli ktoś przypadkiem po polsku nie mówi, to i tak zrozumie, co się do niego mówi. Dla mnie koszmarem było napisy. Jestem z tego pokolenia które w szkole rosyjskiego się nie uczyło. Styczności żadnej nie miałam z niczym co wiązało się choćby z ich alfabetem. Przez to, przyznam się, nieco trudności sprawiało mi odnalezienie się w terenie (wbrew pozorom, problemu z mapami nigdy nie miewałam).
Sama komunikacja też nie spędza snu z powiek: marszrutki potrafią zatrzymać się nawet w nieplanowanych miejscach, jeżeli nie ma tego środka transportu, łatwo można się przemieszczać tramwajami, które podjeżdżamy (mam takie wrażenie) co chwilę. Fakt, że mieszkanie znajdowało się naraz przy przystanku też miał swoje znaczenie. Tylko rozkłady jak dla mnie nie były w ogóle czytelne. Ale o to nie warto się martwić.
Jeżeli mam jeszcze coś powiedzieć o mieszkańcach Ukrainy, to nie mogę nie wspomnieć o ich wielkim zaufaniu do wszystkich naokoło. Wielkim zdziwieniem dla mnie jest fakt, że nie fatygują się po bilet do motorniczego (tramwaj) czy kierowcy (marszrutka), tylko po prostu podają pieniądze z rąk do rąk.
Jeżeli chodzi o jedzenie i życie na Ukrainie - wiadomo było od razu, że nie jest zbyt drogie. Jednak mimo wszystko już na samym początku "miła pani' poinformowała nas gdzie najtaniej i najlepiej zjeść. Dla tych, którzy się tam wybierają, polecam!
Puzata Chata
ul. Siczowych Strzelców 12
Dużo, tanio ogromny wybór. I co najważniejsze: zanim ci podadzą, wszystko widzisz.
To tutaj jadłyśmy najznakomitszy barszczyk ukraiński pod słońcem i najlepsze pierogi.
PS. 24 sierpnia jest na tutejszym Dniem Niepodległości. Warto w ten dzień się tu wybrać, by zobaczyć, jak ludność cieszy się tym dniem. Dla nich z całą pewnością jest to prawdziwy czas do świętowania. W Polakach tej radości nie widać. A już na pewno nie w nastolatkach i trochę starszych.