Przynajmniej jeżeli chodzi o mnie, nie lubię stagnacji. Czas więc był najwyższy, by wybrać się gdzieś poza mury Lwowa. Mieszkanie u dziewczyny, która bez problemów mówi po polsku, jest osobą młodą i przyjaźnie nastawioną może mieć tylko same przyjemne strony.
Marysia opowiedziała nam gdzie warto pojechać, co warto zobaczyć i jak się tam dostać. Przy okazji upewniła moją imienniczkę w tym, że nie zrealizuje swoich planów o najistotniejszych punktach dla podróżników po Ukrainie, właśnie z powodu komunikacji i braku noclegów. Dlatego trzeba było wybierać miejsca, z których nie ma problemu wrócić jeszcze tego samego dnia.
Sama podróż niezbyt długa. Dość wygoda. Czasami jednak nie warto zbytnio przywiązywać się do rozkładów. Bowiem kierowcy marszrutek wolą odjeżdżać, gdy co najmniej prawie wszystkie miejsca są zajęte. A najlepiej, gdy jest wypchana po brzegi. Stąd mogą być niemałe opóźnienia.
PS. Przy okazji upewniłam się o zaufanie mieszkańców Lwowa. Dowiedziałam się, że całkiem nieświadome spałyśmy z kluczem w zamku (od strony sieni). A klatka, w której mieszka Marysia wraz z koleżanką, z którą się uczy jest jedyną, w której mogą spać bezdomni. Ów bezdomny zostawił po sobie ślady nocowania na klatce, ale klucza nie tknął. Jeżeli chodzi o moją polską mentalność - zgroza.